„Kłamczucha” E. Lockhart (recenzja)

fot. Maciej Januchowski

Jest to nowa powieść autorki „Byliśmy łgarzami”. Jule West Williams to wojowniczka, dziewczyna kameleon, zawsze gotowa do ataku.


Z kolei Sokoloff to dziedziczka fortuny i zagubiona w życiu sierota. Dziewczyny się zaprzyjaźniają. Jednak ta mieszanka dwóch różnych osób i charakterów może okazać się wybuchową. Może ale nie musi.

Kłamczucha” to kryminał psychologiczny pełny suspensu, intryg i nieczystych zagrywek. E. Lockhart stworzyła porywającą historię młodej kobiety, której diaboliczne umiejętności stały się przepustką do wygodnego życia.

Co w tej pozycji zwraca naszą uwagę już na początku czytania? Otóż to, że książka zaczyna się od końca. Tak na początku poznajemy finał historii. To niezwykle trudne by po odsłonięciu kart dalej zaciekawić czytelnika, jednak autorce to się udaje. Głównie za sprawą szczegółów, których na początku nie znamy. Wraz z kolejnymi rozdziałami dowiadujemy się, co wydarzyło się, że bohaterka znalazła się w tam, gdzie się znalazła. To trochę tak, jakbyśmy czytali książkę od końca.

Niestety kilka gorzkich słów trzeba tu również powiedzieć. Fabuła choć ciekawa jest przewidywalna. Dość szybko można odgadnąć co się dzieje i jak dalej się potoczy historia. Brakuje trochę spektakularnych zwrotów akcji, jakiegoś większego bodźca.

Co do bohaterów, to też jest trochę niekonkretnie. Znamy zaledwie ich ogólny zarys. Być może taki był zamysł autorki – jeżeli tak to jej się udało. Natomiast mi brakuje trochę więcej informacji na ich temat. Wolę znać sporo szczegółów postaci, które pojawiają się w książce. Dzięki temu mogą zbudować ich lepszy portret w swojej głowie. Tu musiałem się namęczyć, by ich urealnić.

Zatem uczucia do książki mam bardzo mieszane. Z jednej strony świetny pomysł i nowoczesna konstrukcja, z drugiej wykonanie zasługujące na słowa krytyki.

Może ci się spodobać również Więcej od autora

zostaw komentarz