„Sprintem do marzeń” Marta Radowska (recenzja)
Po debiutanckim „Maratonie do szczęścia” autorka nie zwalnia tempa. Jej druga powieść jest naszpikowana humorem.
Co do fabuły:
Ola szykuje się do startu w maratonie, jednak błogi odpoczynek po treningach zakłóca jej niekończący się remont w mieszkaniu piętro wyżej. Właśnie wprowadziła się do niego długonoga biegaczka, która nigdy nie miewa zadyszki, a w biegach długodystansowych jest równie dobra jak w podrywaniu nowych sąsiadów.
Ola i jej przyjaciółka Beatka patrzą na blondynkę z coraz większą irytacją, bo ich mężczyźni zupełnie tracą dla niej głowę. Gdy w trakcie spaceru pies-bies znajduje w bocznej alejce parku jej zwłoki, policja planuje przesłuchać wszystkich sąsiadów. Zwłaszcza tych, którzy akurat zapodziali gdzieś kuchenny nóż…
Zdecydowanie wielka zaletą tej powieści są jej bohaterowie. To oni nadają jej odpowiedni charakter i to dzięki nim przenikamy w stworzony przez autorkę świat od pierwszych stron. Każdy z bohaterów, czy to Aleksandra, Basia czy Darek lub Łukasz posiada niepowtarzalny charakter i barwna osobowość. Tworzące się między nimi relacje, a nawet interakcje są czasem zabawne, czasem wzruszają, a niekiedy przerażają. Postaci drugoplanowe też są wyraziste, jednak zostają gdzieś w tle, a mogłyby czasem nieco bardziej się wybić. Myślę, że mogłyby wnieść do powieści jeszcze większą dawkę pozytywnego szaleństwa.
Mata Radowska tak skonstruowała fabułę, byśmy poznali tylko część zagadki. Nie odkrywa wszystkich kart, przez co zakończenie jest zaskakujące. Trudno jest je odgadnąć, więc finał książki bardzo udany. Nie ma nic cenniejszego dla czytelnika, niż zaskoczenie na koniec.
Często w swoich recenzjach zwracam również uwagę na styl i język omawianej książki. Myślę, że jest to swego rodzaju podpowiedź dla Was. Również tym razem o tym słów kilka. Autorka użyła w powieści bardzo przystępnego i prostego jeżyka. Styl jest lekki i przyjemny. Dialogi są zabawne, opisy barwne, nieprzesadzone. Może czasami drobiazgom poświęca zbyt wiele uwagi, no ale książek idealnych nie ma.
Podczas lektury „Sprintu do marzeń” nie zabraknie humoru, paradoksów i wzruszeń. To dobra propozycja na miłe spędzenie np. jednego z majowych weekendów.