„Alice i Olivier” Charles Bock (recenzja)

fot. Maciej Januchowski

Alice ma w sobie prawdziwą moc: jest pełna pasji, niezależna, bystra i prześliczna. Przyciąga uwagę wszędzie, gdzie tylko się pojawi, nawet w gwarnym Nowym Jorku lat 90. – i jest tym zachwycona. Żyje bardzo intensywnie – tym trudniej uwierzyć, kiedy poznaje lekarską diagnozę swego stanu… Tak pełna energii osoba nie może przecież po prostu zniknąć. Życie Alice i jej męża Olivera nagle sprowadza się do jednego: walki o przetrwanie. Para walczy z chorobą, stawiając również czoła meandrom systemu opieki zdrowotnej, dobrym intencjom bliskim i głębokiemu, niebezpiecznemu stresowi, który odpycha od siebie małżonków.

Autor w sposób naprawdę przejmujący i skłaniający do refleksji przedstawia historię Alice i Oliviera. To trudna, bolesna i wymagająca skupienia podczas czytania, opowieść o walce o życie, cierpieniu, nadziei i miłości. Miłości o tyle trudnej, że poddanej najtrudniejszej próbie.

Książka jest niczym studium codzienności osoby chorej na raka. Emocji, jakie w związku z chorobą pojawiają się wśród rodziny chorego i o zmianie życia rodzinnego. Bock nie oszczędza swoich bohaterów. Pokazuje nam ich uczucia, emocje, zachowania. Nie zamierza ukrywać przed nami niczego. Dlatego też, bohaterowie są po prostu ludzcy, realni, z krwi i kości, jak my. Co ciekawe autor nie chce skupić naszej uwagi na samej chorobie, to nie ona ma być głównym elementem tej historii. Większą uwagę mają przyciągać relacje małżonków, ich emocje takie jak strach, nadzieja czy miłość, dystans i niepewność. Jednak w książce znajdziecie też szczyptę humoru i ciepła, które łagodzi odbiór tej niełatwej książki, biorąc pod uwagę skrajne emocje, których podczas lektury nie zabraknie. Książka skłania nas do refleksji nad tym, jak my byśmy poradzili sobie w tej niełatwej sytuacji.

Może ci się spodobać również Więcej od autora

zostaw komentarz