Renata Kosin „Aleja siódmego anioła” (recenzja)

fot. Maciej Januchowski

To książka, która pokazuje, że nie warto myśleć o swoich marzeniach jak o czym nierealnym. Każdy z nas przecież jakieś marzenia ma i prędzej czy później mogą się spełnić. Czasami potrzebna jest do tego czyjaś pomoc.

Julia nie ma żadnych marzeń, ponieważ jest przekonana, że nie zasługuje na ich spełnienie. Prawie cały swój świat zamknęła w czterech ścianach maleńkiego mieszkania na jedenastym piętrze wieżowca, jak w szklanej śniegowej kuli. Na zewnątrz pozostało jej poprzednie życie, to do którego nie ma już powrotu.
Jednak pewnego dnia coś się zmienia. Granice uporządkowanego świata Julii zaczynają kruszeć i pękać, gdy ze starego sekretarzyka odnalezionego na zapleczu pewnego sklepu wypada list napisany przed laty przez kilkuletniego chłopca. List zawierający niezwykłą prośbę. Julia postanawia sprawdzić, czy zapisane w nim marzenie spełniło się, ruszając jego śladami. Dzięki temu odkrywa tajemnicę, nad którą czuwa siedem wyjątkowych aniołów.

Renata Kosin napisała piękną powieść o miłości silniejszej niż czas. To co w niej urzeka, to swego rodzaju naturalność i poczucie, że taka historia mogła się rzeczywiście wydarzyć. Na dodatek naszpikowana została emocjami. W trakcie czytania pojawiają się pewne podpowiedzi jak ta historia może się zakończyć, ale nie są też na tyle sugestywne, byśmy mogli je przewidzieć. Z tego co wiem, to zakończenie wzruszyło kilka kobiet, które wziąłem jako swoją grupę badawczą. Zatem jeżeli ma być to dobry wyciskacz łez na długie jesienne wieczory, przynajmniej ze dwa, to gorąco polecam.

Może ci się spodobać również Więcej od autora

zostaw komentarz