Karolina Wilczyńska „Życie jak malowane” (recenzja)
Fanom Karoliny Wilczyńskiej serii „Stacja Pogodno” nie trzeba przedstawiać. Na polskim rynku wydawniczym pojawiła się kolejna część, tym razem zatytułowana „Życie jak malowane”.
Do Jagodna zawitała wiosna, a wraz z nią pojawiły się nowe plany, wyzwania i nowi goście.
Eliza maluje przepiękne anioły na porcelanie, lecz skrywa w sobie bolesną tajemnicę… Jej synek wierzy w moc dobrej wróżki napotkanej w starym dworku – może ona sprawi, że mama nie będzie już smutna?
Zmiany następują w życiu Tamary, Ewy i pozostałych bohaterów związanych ze Stacją Jagodno. Która z kobiet odda pierścionek zaręczynowy? Gdzie znika Łukasz i kto odwiedza leśną kapliczkę?
Jagodno kryje jeszcze wiele tajemnic, a część z nich poznacie już teraz.
„Życie jak malowane” jest już piątym tomem cyklu „Stacja Jagodno”. Być może to, że każda z pań odnajdzie w głównej bohaterce cząstkę siebie sprawia, że Polki tak chętnie sięgają po książki tej serii. Wilczyńska i tym razem nie zawodzi swoich czytelniczek. Co ciekawe autorka postanowiła trochę namieszać w życiu bohaterów i pokazać, że z pozoru idealne związki takimi nie są. Na szczęście to zrobiła, bo już trochę podejrzewałem autorkę, że chce nam wmówić, że istnieją związki, które nie mają żadnej rysy. Jednak to, za co warto docenić Wilczyńską, to fakt, że w jej cyklu jest sporo dobrych emocji, ludzie są mili i otwarci, zazwyczaj wszystko kończy się dobrze. To dobra lektura na szare, jesienne dni i dla tych, którzy widzą świat w ciemnych barwach.