Remigiusz Mróz „Wyrok” (recenzja)
Po
zdanym egzaminie adwokackim, świeżo upieczony mecenas Oryński ma
zastąpić Chyłkę jako główna siła napędowa kancelarii Żelazny
& McVay. Pierwsza sprawa, jaką poprowadzi, niechybnie zaważy na
całej jego przyszłości zawodowej. Kordian nie ma jednak żadnego
wyboru – zostaje zmuszony przez Piotra Langera, by podjąć się
obrony pewnego chłopaka w Poznaniu. Co ich łączy? I dlaczego
Langerowi tak zależy na jego obronie?
Siedemnastolatek
oskarżony jest o wyjątkowo krwawe zabójstwo dwóch kolegów ze
szkoły, które łudząco przypomina sposób działania Sadysty z
Mokotowa. Nie ma alibi, plącze się w zeznaniach, a dowody
przemawiają przeciwko niemu. Nawet Chyłka jest przekonana, że tej
sprawy nie da się wygrać…
Trzeba przyznać, że Remigiusz Mróz nie zawodzi swoich wiernych fanów. W 10 tomie serii nadal sporo się dzieje, czasem zaskakuje czytelników i wymyśla coraz to nowe wydarzenia, którymi może uprzykrzyć życie swoim bohaterom.
Tym razem jednak Kordian jest niemalże równorzędną postacią. Joanna z racji tego, że musiała usunąć się w cień może służyć mu jedynie pomocą. Ale i w tym do końca nie może na nią liczyć, bo Chyłka walczy też ze swoją chorobą, a Oryński zrobi wszystko, by jego ukochana wyzdrowiała. W pędzie po zdrowie kobiety oboje prawników są gotowi zawierzyć jednemu z tych, którzy nie są mile przez nich widziani. Nie dopatrują się podstępu i nie myślą długo nad ewentualnym zagrożeniem. Zazwyczaj prezentowali podejrzliwe podejście w kontaktach z innymi, a tu jakby ich instynkt zawiódł. Przez to historia nabiera tempa i trzyma czytelnika w napięciu. Pytanie, na które chcemy znać odpowiedź to „Czy Chyłka cało z tego wyjdzie?”.
Zakończenie 10 tomu serii jest jak zawsze wywróceniem wszystkiego do góry nogami. Fani Mroza doskonale o tym wiedzą, że autor lubi diametralnie zmienić fabułę.