Remigiusz Mróz „Czarna Madonna” (recenzja)

fot. Maciej Januchowski

Nie pamiętam, która to już z kolei książką Remigiusza Mroza, która trafiła w moje ręce. Tym razem to „Czarna Madonna”. Niestety tym razem wielu słów pochwały nie znajdę. Ale po kolei.

Samolot irlandzkich linii lotniczych miał wylądować w Tel Awiwie o trzeciej w nocy. Nigdy nie dotarł na miejsce, a kontakt z maszyną utracono gdzieś nad Morzem Śródziemnym. Na pokładzie znajdowało się 520 osób, w tym narzeczona Filipa, która miała odbyć pielgrzymkę do Bazyliki Grobu Świętego.

Przez pierwsze godziny Filip wierzy, że samolot się odnajdzie. Nic nie wskazuje na zamach, straż przybrzeżna nie odnajduje wraku, a co jakiś czas do kontroli lotów dociera sygnał z transpondera.

Co stało się z boeingiem? Jaki związek ma jego zniknięcie z podobnymi zdarzeniami?
I jakie znaczenie ma obraz Matki Bożej, nazywany Czarną Madonną?

Pierwsze odpowiedzi każą Filipowi sądzić, że niewiedza naprawdę jest błogosławieństwem.

Remigiusz Mróz przyzwyczaił mnie do tego, że jego książki są wciągające. Zakładałem, że jak tylko zacznę czytać „Czarną Madonnę” to nie będę mógł się od niej oderwać. Niestety tym razem się zawiodłem. Pierwsze 50 stron i nuda, kolejne 50 i nadal nuda, no to jeszcze kolejne 50 i… nuda. Prawdę mówiąc pierwsze 6, może nawet 7 rozdziałów jest tak nudne, że jeżeli ktoś zacznie czytać Mroza od „Czarnej Madonny” to wątpię czy sięgnie po jego inne książki. W okolicach połowy książki robi się nieco ciekawiej. Też pojawia się więcej dziwnych, dla Filipa, głównego bohatera, wydarzeń. Drugą rzeczą, która przeszkadzała mi w tej książce to bohaterowie, a właściwie ich obraz jaki nakreślił autor. Słowo „nakreślił” jest tu kluczowe, choć mógłbym też powiedzieć, że ledwo co naszkicował. Jakby brakowało im pierwiastka, który powodowałby choć delikatną wiarę w to, że są z tak zwanej „krwi i kości”. Nie potrafiłem ich sobie wyobrazić jako ludzi, a bardziej postaci z mangi, czyli japońskiego komiksu.

Aby nie było tak gorzko, to chciałbym podkreślić dwie rzeczy. Pierwsza to sam pomysł, który uważam za ciekawy. Szczególnie powiązanie zaginięcia samolotów z nadprzyrodzonymi siłami i zamieszanie w to byłego księdza, którym jest główny bohater. Dodatkowym atutem jest narracja prowadzona w pierwszej osobie. Druga rzecz, która jest warta podkreślenia, to fakt, że recenzja jest moim subiektywnym spojrzeniem. Poczytałem sporo innych recenzji, których autorzy wychwalają Remigiusza Mroza za „Czarną Madonnę”. Choć mi książka nie przypadła do gustu, to kto wie, może Wy po jej przeczytaniu będziecie mieli zupełnie inne wrażenia i uznacie ją za godną polecenia.

Może ci się spodobać również Więcej od autora

zostaw komentarz