„Jesteś moja” Helen Klein Ross (recenzja)
Lucy jest wykształconą, dobrze zarabiającą młodą kobietą, która w akcie desperacji robi coś szokującego: zabiera niemowlę pozostawione w wózku na zakupy i wychowuje dziewczynkę jako swoje dziecko. Udaje jej się zachować tajemnicę przez ponad dwadzieścia lat – przed córką, Mią, krewnymi, współpracownikami i przyjaciółmi. Jej sekret zmienia życie wielu ludzi i wystawia na próbę nasze rozumienie istoty macierzyństwa.
„Jesteś moja” to przejmująca opowieść, przedstawiona z perspektywy Lucy, Mii, a także biologicznej matki dziewczynki i innych, blisko związanych z nimi osób. To opowieść o nadziei i utracie, o jednej, nieodwracalnej decyzji, która zrujnowała życie szczęśliwej rodziny.
Autorka historie rozpoczyna mocnym akcentem i jest tak przez całą książkę. Ważną rolę odgrywa pierwszoosobowa narracja, która również sprawia lepsze wrażenie w odbiorze historii. Dzięki temu opowieść wydaje się bardziej emocjonalna i realistyczna.
To mocna pozycja, dla tych, którzy szukają przejmującej historii, bowiem „Jesteś moja” to książka o desperacki pragnieniu macierzyństwa. Takim pragnieniu, które staje się najważniejszą sprawą w życiu. Wielkim zawodzie i szaleństwie, kiedy to marzenie nie może się spełnić. Książka przede wszystkim nie ocenia bohaterów i pozwala czytelnikowi na wyciągnięcie własnych wniosków. Na koniec dodam, że Ci z Was, którzy sięgną po tą książkę powinni mieć w zapasie paczkę chusteczek, a przede wszystkim nie zamykać się na opowiedzianą historię. Warto podejść do niej z tak zwaną otwartą głową i wyłączyć ocenianie.