Asa Linderborg „Nikt mnie nie ma” (recenzja)

fot. Maciej Januchowski

Przyszedł czas na coś z literatury pięknej. A za jej sprawą przenosimy się do Szwecji lat 70-tych.

Kilkuletnia Åsa mieszka wraz z ojcem Leifem, który jest dla niej bohaterem i najważniejszą osobą w życiu. Dziewczynka nie prowadzi normalnego życia jak jej rówieśnicy. Nosi ona skromne ubrania, nigdzie nie wyjeżdża, może jeść tyle słodyczy, na ile ma tylko ochotę, jeśli ma tylko na nie pieniądze, a zamiast chodzić wcześnie spać prowadzi z ojcem długie rozmowy o socjalizmie, potrzebie sprawiedliwości społecznej i walce klas.

Jednak w miarę upływu czasu dziewczynka coraz wyraźniej widzi, że w rzeczywistości jej ojciec to nieudacznik zagubiony w coraz szybciej rozwijającym się społeczeństwie. Na dodatek jest miernym rzemieślnikiem z problemem alkoholowym. Dorastająca dziewczyna postanawia odnowić kontakty z matką, która dawno temu porzuciła ją i jej ojca. To może okazać się trudne, biorąc pod uwagę , szaloną i artystyczną rodzinę matki, a także głęboką więź łączącą dziewczynkę i ojca.


„Nikt mnie nie ma” to znakomity, poruszający do głębi opis relacji między ojcem i córką, a także wstrząsający portret Szwecji, daleki od wygładzonych stereotypów. Literatura na najwyższym światowym poziomie. Krytycy na całym świecie są zachwyceni tą pozycją, która jest debiutem Asy Linderborg. Na dodatek autorka zawarła w książce autobiograficzne wątki.

Może ci się spodobać również Więcej od autora

zostaw komentarz