Przemysław Borkowski „Zakładnik” (recenzja)
Kiedy dowiedziałem się, że człowiek kabaretu napisał książkę, to pomyślałem sobie, że będzie w niej pełno śmieszków, heheszków, podśmiechujek. Ale kiedy okazało się, że jest to kryminał, to trzeba było się zastanowić czy dobry. Przemysław Borkowski, członek Kabaretu Moralnego Niepokoju, bo o nim mowa, wydał książkę „Zakładnik”. Czy udało mu się „oczarować” czytelnika?
Zanim odpowiem na to pytanie zajrzyjmy do fabuły.
Podczas porannego programu na żywo do studia telewizyjnego wkracza uzbrojony mężczyzna. Bierze zakładników, zabija jednego z nich, a następnie odczytuje bezsensowne oświadczenie i popełnia samobójstwo. Był zwyczajnym człowiekiem – mężem, ojcem i dobrze prosperującym przedsiębiorcą. Co popchnęło go do tego czynu? Czy był zwykłym szaleńcem, czy też człowiekiem realizującym precyzyjny plan? Psycholog Zygmunt Rozłucki i dziennikarka Karolina Janczewska – świadkowie tego wydarzenia postanawiają odpowiedzieć na te pytania kręcąc reportaż. Ich podróż śladami zamachowca niespodziewanie zamieni się w śledztwo dotyczące tajemniczej śmierci sprzed lat.
Jak wspomniałem na początku tej recenzji po Przemku Borkowskim spodziewałem się czegoś śmiesznego, a tu kryminał. Nie oznacza to jednak, że nie ma zabawnych rzeczy w tej książce. Może nawet odpowiedniejszym słowem jest ironia, która ujęta została w wypowiedziach głównych bohaterów, szczególnie w dialogach Karoliny i Zygmunta. „Zakładnik” jest dobrze skonstruowanym kryminałem. Przez cały czas towarzyszy nam pewnego rodzaj dreszczyk, potrzeba odpowiedzi na pytanie, które pojawia się na początku, czyli „dlaczego?” „co było powodem działania mężczyzny, który urządził takie show?
Wprowadzanie wciąż nowych podejrzanych i skrupulatne sprawdzanie każdego wątku jest interesujące i jednocześnie nie pozwala się nudzić. Bohaterowie doskonale odnajdują się w roli detektywów, choć już na samym początku zdarzają im się niepowodzenia. Choć są chwile zwątpienia, kiedy chcą zakończyć swoje śledztwo, to nagle wpadają na kolejny trop. Przyciągająca jest też swego rodzaju chemia, która wytworzyła się pomiędzy Karoliną a Zygmuntem. Ich relacja nie jest jednoznaczna. Z kolei ich dialogi są ciekawe, podszyte podtekstami, z nutą sarkazmu i ironii. Ciekawa jest ta relacja i dobrze wpisuje się w treść.
Po rozdziałach się płynie. Zakończenie jednego jest swobodnym przejściem do następnego. Równie dobrze przechodzi nam się ze strony na stronę. Nie dość, że książka wciąga, to jeszcze bardzo szybko się ją czyta. Jeżeli poświęcicie na jej przeczytanie trochę więcej czasu, to jestem przekonany, że jeden weekend Wam wystarczy.