Dawid Grosman „Wchodzi koń do baru” (recenzja)
Niewierność kochanków, zdrada przyjaciół, wina domagająca się zadośćuczynienia – tak rozpoczyna się opis książki „Wchodzi koń do baru” Dawida Grosmana. Czego możemy się po nim spodziewać?
Fabuła rozgrywa się w czasie spektaklu stan up-owego w małym miasteczku. Widzowie oczekują potężnej dawki śmiechu, dowcipu, humoru. Komik mógł to zrobić i w realnym życiu tak by było. Jednak jeden z najlepszych izraelskich pisarzy postanowił pokrzyżować plany widowni. Zamiast pękania ze śmiechu jest wiwisekcja. Komik opowiada o pogrzebie swojej matki, rozdrapuje rany i o dziwo zamiast gwizdów i wyjść ludzi mamy do czynienia ze współczuciem. Może to wciągnięcie widzów w swoje piekiełko było na tyle mocne, ze sami nie potrafili się z niego wydostać. Wielu ma wrażenie, ze komik za chwilę się rozsypie, a jak wiadomo człowieka w takim stanie nie zostawia się samego, choć co dokładnie kieruje widownią trudno do końca odkryć. Jedni może zostają by go wesprzeć, innych może zżera ciekawość, a jeszcze inni czekają na spektakularny upadek.
Śmiać się czy płakać – to najważniejsze pytanie jakie zadaje sobie publiczność. To rozdarcie pomiędzy sobą, a oczekiwaniami publiczności jest polem walki wewnętrznej komika. Na dodatek na ten spektakl dostał zaproszenie jego przyjaciel z lat młodzieńczych. Ten obserwuje je z boku. Nie wiem czemu takie zachowanie ma służyć. Nie rozumie również dlaczego został sprowadzony na to przedstawienie.
FRAGMENT
Nie ma co ukrywać, że książka „Wchodzi koń do baru” jest pozycją na jeden wieczór. Ma zaledwie ponad 200 stron. Mógłbym tu mówić, że szybko się ją czyta, jaki jest język itp. Sięgając po propozycję Dawida Grosmana musicie wiedzieć jedno. Poruszane są w niej poważne tematy związane m.in. z holokaustem, chorobą czy kryzysem palestyńsko – izraelskim. I niejednokrotnie ma się ochotę wyjść z tego spektaklu, czyli zamknąć książkę i ewentualnie wrócić do czytania. Warto jednak przebrnąć przez te momenty, uczucia, wątki. To książka poruszająca poważne tematy i skłaniająca do myślenia. Owszem pojawia się w niej śmiech, nawet u czytelnika. Jednak powinniśmy mieć świadomość, że jest on albo mechanizmem obronnym naszego organizmu, piętnowania czegoś lub kogoś, ale poprzez niego autor po części rozbraja antysemityzm.
Fani książek Grosmana nie będą zawiedzeni, no chyba, że małą objętością powieści, bo mogłaby liczyć zdecydowanie więcej stron. Niektóre wątki są tylko napomknięte. Jednak taką formę wybrał autor i z tym nie możemy dyskutować. Może to być jednak dobra pozycja dla tych, którzy nie mieli jeszcze styczności z książkami tego autora. Taka zachęta do zgłębienia jego twórczości, choć trzeba przyznać to trudna droga biorąc pod uwagę tematykę i fabułę pozycji „Wchodzi koń do baru”.