Omar El Akkad „Ameryka w ogniu” (recenzja)
W audycji przyszedł czas na fantastykę. Nie ukrywam, że nie jest to mój ulubiony gatunek, jednak w „Ameryce w ogniu” Omara El Akkada jest coś wciągającego. Nawet wiem co. Sama historia i jej budowanie jest świetne.
W roku 2074 w Stanach Zjednoczonych wybucha druga wojna secesyjna. Akkad przedstawia dzieje rodziny z Luizjany, opowiedziane z perspektywy sześciolatki Sarat. Niewinna dziewczynka, która szybko oswaja się z grozą wojny, staje się niebezpiecznym narzędziem w rękach jednej ze stron sporu.
Ameryka w ogniu to przejmująca opowieść o przeobrażaniu się jednostki pod wpływem wojny, a także niepokojąca wizja mocarstwa w rozkładzie. Jednak ta wojna, ten konflikt jest trochę naciągany. Choć sama książka jest rewelacyjna, to odnoszę wrażenie, że oparcie fabuły tylko na konflikcie jest delikatnym minusem powieści. Szczególnie na konflikcie, który nie miał racji bytu. Autor nie za bardzo postarał się by pierwsza Wojna Secesyjna różniła się od drugiej, przez niego wymyślonej. Sądzę, że społeczeństwo, szczególnie to amerykańskie wyciągnęło wnioski i przeszło przemianę, zatem nie powtórzyłoby raczej takiego samego błędu. Szczególnie, że akcja dzieje się w 2074 roku.
Jednak co warte zaznaczenia Omar El Akkad pokazuje w książce odwrócenie ról. Kat staje się ofiarą. Ameryka jest teraz tym, który potrzebuje pomocy. Ludzie żyją w obozach, rozprzestrzeniają się choroby, niektóre stany zostały przejęte przez Meksyk. To nagana „zachodniego stylu życia”. Szczególnie, kiedy weźmiemy pod uwagę okradanie świata przez człowieka z dóbr. Nie liczenie się ze środowiskiem i wybieranie złóż do cna, topnienie lodowców itp. Autor, który wspomina również Europę, każe nam się zastanowić czy działalność jaką prowadzimy nie zbliża nas do tragedii.